Dzieci z rodzin dysfunkcyjnych często zgłaszają się na terapię ze względu na trudności, które przynosi im codzienność. Swój, jak to nazywają defekt, poznają dopiero po latach, kiedy mają problem z funkcjonowaniem w zdrowej rodzinie. Dlaczego tak się dzieje?
Dzieciństwo DDD to ciągły strach, niepewność, brak akceptacji ze strony dorosłych, a także tłumienie emocji w sobie. Bardzo często wiele osób opisuje to jako „bycie niewidzialnym”, aby nikomu nie przeszkadzać. Brak jest w rodzinach dysfunkcyjnych prawidłowej komunikacji, szacunku w stosunku do dzieci oraz miłości, która jest budulcem w relacjach rodzic-dziecko.
Dzieciństwo oraz dorastanie uczy dzieci DDD tego, że ze wszystkim można sobie poradzić. Można poradzić sobie ze smutkiem, z apatią, z brakiem miłości, czy życiem w ciągłej niepewności, jednak jako maluchy, jeszcze nie wiedzą, że piętno dzieciństwa będzie za nimi szło, dopóki się z nim nie rozprawią.
Cechy DDD.
To tylko kilka cech, które mogą posiadać osoby z syndromem DDD, który skutecznie utrudnia zdrowe funkcjonowanie. W większości przypadków DDD trafiają do psychoterapeutów, ponieważ same ze sobą nie potrafią sobie poradzić. Znajdują się pod ścianą, z której nie widzą wyjścia.
Czy to źle, że trafiają na terapię tak późno? Absolutnie! Osobiście uważam, że lepiej późno niż wcale. Znam kilka przypadków DDD, którzy „urodzili się na nowo” dzięki terapii, w wieku 60 lat! Nigdy nie jest za późno na to, aby zacząć na nowo i poznać smaki życia, których nie pokazało nam dzieciństwo.
Najczęstsze pytanie, które zadają mi moi pacjenci to właśnie to, czy terapia naprawdę działa. Kiedy zobaczę poprawę? Czy naprawdę narodzę się na nowo?
Terapia jest procesem długotrwałym dlatego, że nasze dzieciństwo również nie trwało kilku godzin. Traumy, bóle oraz mechanizmy, które w sobie nosimy, należy zrozumieć i przepracować, aby móc się od nich uwolnić. Moment przełomowy w terapii pacjenci opisują najczęściej, jako „nie wiem kiedy”.
Momenty przełomowe w terapii często są bolesne dla pacjenta. Musimy wrócić do przykrych sytuacji, przeanalizować je, a następnie przepracować. Rozprawienie się z trudnym dzieciństwem procentuje na długie lata.
Małe dzieci mają to do siebie, że do większości sytuacji są w stanie się przyzwyczaić. Tatuś pije? W takim razie będę cicho, to będzie wszystko dobrze.
Mamusia bije? W takim razie będę posłuszny, żeby nie miała powodu.
Rodzice się kłócą? Stanę się niewidzialny i nie będę przeszkadzał, żeby nie pogarszać sytuacji.
Maluchy oraz dzieci większe, które wychowują się w rodzinach dysfunkcyjnych, bardzo szybko dorastają. W lot rozumieją kiedy być posłusznymi, kiedy nie domagać się swoich potrzeb, kiedy chodzić na palcach, aby nie obudzić pijanego rodzica. Swoje potrzeby spychają na dalszy plan, przecież zachowanie rodziców jasno wskazuje, że dziecięce potrzeby są nieistotne.
Potrzeby bycia kochanym, rozumianym, akceptowanym, wysłuchanym oraz docenianym. Nie dane jest DDD zdrowe, pełne miłości oraz beztroski dzieciństwo. Mimo wszystko osobiście uważam, że terapia jest czymś, co pozwoli odzyskać im chociaż namiastkę dzieciństwa, procentując w przyszłości spokojem oraz wyzbyciem się powtarzalności zachowań rodzica.
Niekoniecznie. Piętno DDD nie niesie za sobą tatuażu z hasłem: „Będę taki, jak mój rodzic”, jednak, aby zejść z tej drogi, należy ją zrozumieć. Zrozumieć mechanizmy, schematy oraz traumy, które powstały na przestrzeni lat. Dopóki bowiem nie zrozumiemy i nie przepracujemy swojego dzieciństwa oraz zachowań naszych rodziców, możemy nieświadomie powielać ich błędy, ponieważ… innego dzieciństwa nie widzieliśmy!
Nie jest to jednak wyrocznia, którą należy traktować jako coś, co musi mieć miejsce. Każdy z nas doskonale wie, czy powinien popracować nad sobą i rozprawić się z dzieciństwem, czy łatwiej żyje się w niewiedzy i ciągłym niezrozumieniu.
Każdy z nas obiera sobie inny kurs, każdy jest sterem i żeglarzem swojego okrętu – to warto pamiętać. Twoi rodzice już nie trzymają steru, morze jest spokojne i tylko od Ciebie zależy, jak pokierujesz swoją łódką.